Źródło: Agrounia |
Protesty Agrounii są skierowane przeciwko Rządowi, który jest odpowiedzialny za spadek opłacalności produkcji rolnej, nienależytą ochronę polskiego rynku przed napływem towarów obcego pochodzenia, dopuszczeniem do dyktatu kilku największych zagranicznych sieci handlowych i szereg innych czynności szkodliwych lub zaniedbań.
Postulaty Agrounii są raczej słuszne. Agrounia chce, aby sklepy wielkopowierzchniowe miały obowiązek zaopatrywania się w pierwszej kolejności w produkty lokalne. Słusznie przy tym punktuje, że podobne regulacje są w innych państwach Unii Europejskiej, więc nie będzie wchodzić w polemikę na temat niezgodności takich rozwiązań z prawem unijnym. Agrounia domaga się też graficznego znakowania produktów rolno-spożywczych flagą kraju pochodzenia. Świadomy konsument czyta etykiety, na których kraj pochodzenia jest podawany, niemniej rzeczywiście lepszym wyróżnieniem byłaby po prostu flaga danego kraju na przodzie.
Agrounia domaga się reformy izb rolniczych oraz audytu rolniczych związków zawodowych i funduszy promocji żywności. Osobiście izby rolnicze i fundusze promocji żywności zlikwidował jako niepotrzebne, a rolnicze związki zawodowe pozostawił same sobie, ale o tym niżej. W każdym razie te postulaty nie są przeszkadzające, zwłaszcza że w obecnym stanie nie można zostawić tak tych organizacji i instytucji.
Agrounia chce odstąpienia od planów przekazywania dystrybucji wody podmiotom prywatnym i utrzymania przez państwo strategicznej kontroli. To akurat bardzo dobrze. Agrounia chce też, aby rodzinne gospodarstwa rolne nie były obłożone opłatami za korzystanie z wody do produkcji żywności, gdyż woda ta i tak wraca do środowiska. Z jednej strony postulat słuszny, tyle że część rodzinnych gospodarstw rolnych (które mogą liczyć aż do 300 ha) bardziej podchodzi jednak pod przedsiębiorstwa.
Oprócz znakowania towarów Agrounia domaga się ochrony rynku krajowego także innymi działaniami, m.in. poprzez szczegółowe kontrole na granicach importowanych produktów rolno-spożywczych. W ostatnim czasie wzmocnił się import z Ukrainy, gdzie są gorsze standardy produkcji. Postulat Agrounii jest taki, by takich gorszych produktów z innych państw nie wpuszczać do Polski i ma rację. Wszak Ukraina która na własne życzenie popadła w wojnę domową i konflikt z Rosją, a teraz Polska robi przysługę Ukrainie kosztem własnego rolnictwa.
Agrounia przedkłada też rozwiązanie problemu z trzodą chlewną. Rząd przez swoją nieudolność nie potrafi sobie poradzić z afrykańskim pomorem świń (ASF). Wątpliwości budzi podpunkt postulujący zwolnienie z podatku dochodowego przetwórców nabywających 100% mięsa wieprzowego krajowego od polskich producentów. Ochrona przed importem wieprzowiny może i powinna się odbywać w inny sposób.
Mieszane uczucia wywołuje postulat nałożenia na Rosję embarga na węgiel. Oczywistym jest, że Polska powinna być samowystarczalna pod względem energetycznym, mając duże złoża węgla i ogromne doświadczenie w jego wydobywaniu i przerobie. Tyle że to powinno być wprowadzone normalną polityką gospodarczą, a nie poprzez nakładanie embarga na Rosję i do tego warunkowego. Przypuśćmy jednak, że Rosja znosi ograniczenia w imporcie polskich produktów rolno-spożywczych – czy wówczas zasadny jest import rosyjskiego węgla? Nie, w dalszym ciągu ten import nie powinien mieć miejsca. Dlatego Agrounia powinna domagać się po prostu normalizacji stosunków polityczno-gospodarczych z Rosją, a nie wprowadzania kolejnego embarga, które zaostrzyłoby trwającą wojenkę podjazdową z Rosją. Wszak Rosja może i ma czym odpowiedzieć wprowadzając kolejne dotkliwe ograniczenia wobec polskich firm, np. zakazując importu chemii gospodarczej.
Ostatni wymieniony powyżej postulat świadczy o pewnej niedojrzałości politycznej Agrounii. Tę niedojrzałość można też wychwycić w innych wypowiedziach, np. na własnym kanale iAgro TV w filmiku pt. „Warszawa w ogniu!” (od 3:30) przewodniczący Agrounii stwierdza, że postulowane regulacje nie mają uderzać w wolny rynek, który „powinien w Polsce królować”. Jakby nie zauważył, że to właśnie wolny rynek spowodował, że polski handel jest oligopolem kilku zagranicznych sieci handlowych, na czym właśnie cierpią rolnicy i społeczeństwo. Przewodniczący Agrounii stwierdza też, że nie jest przeciwko marketom, bo społeczeństwo przyzwyczaiło się do nich. To kolejny błąd – markety są patologią w Polsce, którą należy ograniczyć różnymi sposobami. Trzeba odtworzyć tradycyjny handel, jak sklepy małe, sklepy specjalistyczne, targowiska i domy handlowe prowadzone przez państwowe przedsiębiorstwa i sieci handlowe, i w ten sposób uspołecznić handel.
W innym filmiku pt. „Czy jabłka to faktycznie złoty biznes?” (od 10:12) występuje miejscowy działacz Agrounii, rolnik Karol Pajewski z Mogielnicy, który skrupulatnie wylicza wszystkie koszty związane z jego produkcją sadowniczą. Kiedy jednak pada pytanie o koszty pracy, zająknął się i stwierdził że oprócz trójki domowników pomagających w pracy zatrudnia dwie Ukrainki, którym płaci „kilkanaście złotych” i zapewnia mieszkanie w jego domu. Czyli ściąga tanią siłę roboczą, twierdząc że „rąk do pracy w Polsce nie ma i niestety ubywa”, nie podając dokładnej stawki jaką płaci pracownikom. Minął się z prawdą twierdząc, że brakuje rąk do pracy. Mogielnica leży na południu Powiatu Grójeckiego. W samym Powiecie Grójeckim bezrobocie rzeczywiście jest niewielkie z racji bliskości Warszawy i w lutym 2019 (czyli w miesiącu poprzedzającym wrzucenie filmiku) wynosiło 2,3%. Ale już w sąsiednim Powiecie Białobrzeskim, do granic którego do Mogielnicy jest ledwie 10 km, bezrobocie wynosiło 8%. Jeszcze gorzej jest w sąsiednim Powiecie Przysuskim, granica tylko 20 km od Mogielnicy, w którym bezrobocie w lutym 2019 wynosiło 18,4%! Skoro przedstawiony rolnik, działacz Agrounii, ściąga pracownice aż z Ukrainy, to rodzi się pytanie czy rzeczywiście zrobił wszystko aby zatrudnić Polaków z sąsiedniego powiatu, gdzie przy bezrobociu 18,4% i nie możemy mówić o braku rąk do pracy. Może wystarczyło dać im więcej niż „kilkanaście złotych” i także zapewnić możliwość mieszkania.
W powyższym przypadku zarysowują się patologie w Polskim rolnictwie, które bynajmniej nie słynie z dbałości o pracownika. Niedawno wprowadzono nawet nową umowę śmieciową, umowę o pomocy przy zbiorach, którą wyjęto spod minimalnej płacy. W filmiku Agrounii wspomniano też o pomocy domowników – niestety bardzo często w pracy rolnikowi pomagają jego dzieci, co nie jest chwalebne. Chyba tylko Państwowe Gospodarstwa Rolne rozwiązały problem pracy dzieci w rolnictwie, gdzie dzieci pracowników PGR-ów nie musiały pomagać rodzicom w pracy na roli.
Przyjrzyjmy się przewodniczącemu Agrounii. Jest nim Michał Józefowicz Kołodziejczak z Orzeżyna. Jego gospodarstwo przejęte od rodziców ma powierzchnię 13,5 ha, nic nadzwyczajnego. Dyskredytująca jest jego działalność polityczna, otóż do roku 2015 był on członkiem Prawa i Sprawiedliwości, jako członek PiS-u został radnym Gminy Blaszki w 2014 roku. Już sam fakt zapisania się do tego stronnictwa źle o nim świadczy. Nie odszedł z PiS-u, a został z niego wyrzucony. Do tego jest katolikiem często uczęszczającym do kościoła i nie widzi nic złego w tym, że wieś jest ostoją „polskiej tradycji katolickiej”. Trzeba jednak przyznać że ma pozytywne cechy, ma charyzmę, potrafi jednoczyć rozgoryczonych rolników, dobrze się wypowiada dla telewizji, jasno przedstawia żądania.
Czy lewica powinna popierać Agrounię w protestach? Tak, warunkowo. Lewica powinna być za uspołecznieniem gospodarki, w tym i rolnictwa poprzez odtworzenie i tworzenie państwowych gospodarstw rolnych i rolniczych spółdzielni produkcyjnych. Niemniej powinna wspierać protesty Agrounii, gdyż są one przeciwko niechlujstwu Rządu, przeciw dopuszczeniu do zalewu Polski przez obce produkty rolno-spożywcze, za większą jakością produktów rolno-spożywczych w Polsce, przeciwko zagranicznym koncernom sieci handlowych. Lewica robi to umiarkowanie, a przez to protesty te zagospodarowuje prawica ze swoimi pustymi hasełkami.