Urbanistyka i planowanie przestrzenne w PRL-u należały do jednych z najlepszych na świecie. Państwa zachodnie uczyły się od nas urbanistyki, a w Stanach Zjednoczonych tłumaczono na angielski polskie artykuły naukowe i opracowania. Polscy urbaniści wspomagali państwa arabskie i afrykańskie. Do dziś w dawnej Jugosławii, Libii czy Iraku obowiązują polskie założenia urbanistyczne.
W większych miastach powstawały duże biura projektowe, Miastoprojekty. Tam dyskutowało się, jak miasto ma wyglądać, co zrobić, żeby było lepsze. Wypracowane wtedy rozwiązania stały się znakiem rozpoznawczym Polski, były eksportowane. Krakowski Miastoprojekt przygotował plan urbanistyczny dla Bagdadu. Miasta w Syrii, które dzisiaj płoną, były projektowane przez krakowskich urbanistów. Projektowano także dla Nigerii, Ghany. Udało nam się stworzyć coś wartościowego, co w ostatnich 25 latach zostało może nie tyle zniszczone, ile zaprzepaszczone.
Źródło: Mapy Google
Gdy przyszedł rok 1989, nowa władza w odmętach antykomunistycznej histerii uznała planowanie przestrzenne za przeżytek komunizmu. Polskie miasta zalała fala brzydoty, a fatalnie skonstruowane dokumenty planistyczne (nadpodaż terenów mieszkaniowych – od 62 do 167-229 mln osób![2]) doprowadziły do rozproszenia zabudowy. Pociągnęło to za sobą gigantyczne koszty, związane z uzbrojeniem terenu, utrzymaniem infrastruktury czy zorganizowaniem transportu publicznego. Prof. Przemysław Śleszyński z PAN szacuje, że w skali całego kraju koszty te sięgają 60-80 mld zł rocznie, a „koszt uzbrojenia obszarów najbardziej rozproszonych jest dla gminy nawet 100 razy większy od kosztów zabudowy zwartej”[1]. Po latach decydenci poszli po rozum do głowy i uchwalili ustawę krajobrazową. Jej realizacją zajmują się samorządy, ograniczając choćby szpecące reklamy i zakazując grodzenia bloków. Wszystko to jednak znajduje się w powijakach. Podobnie jak prace nad ustawą, która ograniczy rozproszone budownictwo. Szkód wyrządzonych przez 30 lat trwania kapitalizmu nie da się naprawić, ale można zatrzymać postępującą dewastację przestrzeni publicznej.
„Dekomunizacja” planowania przestrzennego (sic!) była potężną zbrodnią na estetyce i szerokim przyzwoleniem na niekontrolowany rozwój szpetoty.
Grzegorz Nowicki, uzupełnienie M.W.
[1] Mateusz Kicka, „Złe planowanie. PAN: w gminach przewidziano miejsce dla 60 mln Polaków”, Serwis Samorządowy Polskiej Agencji Prasowej, 7.12.2017, [łącze]
[2] Liczba 62 mln na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Na podstawie studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gmin szacunki na 167-229 mln. – przyp. M.W.
W większych miastach powstawały duże biura projektowe, Miastoprojekty. Tam dyskutowało się, jak miasto ma wyglądać, co zrobić, żeby było lepsze. Wypracowane wtedy rozwiązania stały się znakiem rozpoznawczym Polski, były eksportowane. Krakowski Miastoprojekt przygotował plan urbanistyczny dla Bagdadu. Miasta w Syrii, które dzisiaj płoną, były projektowane przez krakowskich urbanistów. Projektowano także dla Nigerii, Ghany. Udało nam się stworzyć coś wartościowego, co w ostatnich 25 latach zostało może nie tyle zniszczone, ile zaprzepaszczone.
Źródło: Mapy Google
Gdy przyszedł rok 1989, nowa władza w odmętach antykomunistycznej histerii uznała planowanie przestrzenne za przeżytek komunizmu. Polskie miasta zalała fala brzydoty, a fatalnie skonstruowane dokumenty planistyczne (nadpodaż terenów mieszkaniowych – od 62 do 167-229 mln osób![2]) doprowadziły do rozproszenia zabudowy. Pociągnęło to za sobą gigantyczne koszty, związane z uzbrojeniem terenu, utrzymaniem infrastruktury czy zorganizowaniem transportu publicznego. Prof. Przemysław Śleszyński z PAN szacuje, że w skali całego kraju koszty te sięgają 60-80 mld zł rocznie, a „koszt uzbrojenia obszarów najbardziej rozproszonych jest dla gminy nawet 100 razy większy od kosztów zabudowy zwartej”[1]. Po latach decydenci poszli po rozum do głowy i uchwalili ustawę krajobrazową. Jej realizacją zajmują się samorządy, ograniczając choćby szpecące reklamy i zakazując grodzenia bloków. Wszystko to jednak znajduje się w powijakach. Podobnie jak prace nad ustawą, która ograniczy rozproszone budownictwo. Szkód wyrządzonych przez 30 lat trwania kapitalizmu nie da się naprawić, ale można zatrzymać postępującą dewastację przestrzeni publicznej.
„Dekomunizacja” planowania przestrzennego (sic!) była potężną zbrodnią na estetyce i szerokim przyzwoleniem na niekontrolowany rozwój szpetoty.
Grzegorz Nowicki, uzupełnienie M.W.
[1] Mateusz Kicka, „Złe planowanie. PAN: w gminach przewidziano miejsce dla 60 mln Polaków”, Serwis Samorządowy Polskiej Agencji Prasowej, 7.12.2017, [łącze]
[2] Liczba 62 mln na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Na podstawie studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gmin szacunki na 167-229 mln. – przyp. M.W.