Pojawiła się książka pt. „Nie zdążę” autorstwa Olgi Gitkiewicz dotycząca wykluczenia komunikacyjnego w Polsce. Po książce „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej” jest to kolejna książka dotycząca tego zagadnienia. Na obie powoływał się m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich. Autorka „Nie zdążę” wcześniej napisała dość znaną książkę pt. „Nie hańbi” o patologiach na rynku pracy.
Książka jest napisana w stylu reportażu. Opisuje różne sytuacje spotykane na codzień z którymi borykają się Polacy podczas przemieszczania się. Temat jest wzięty dość szeroko, opisuje patologie w przemieszczaniu się pieszo, rowerem i komunikacją zbiorową.
Według danych 13,8 mln mieszkańców Polski nie ma dostępu do komunikacji powszechnej. Przewozy zbiorowe nie docierają do ponad 1/5 sołectw. Na drogach panuje anarchia, bezprawie, zatłoczenie a tym czasem komunikacja powszechna jest w ogromnej rozsypce. Bez własnego samochodu trudno funkcjonować poza większymi miastami. Kłopot ten jest szczególnie bolesny dla osób starszych, niepełnosprawnych, młodych i innych osób które z różnych przyczyn nie mogą mieć samochodu.
Autorka dość rzetelnie zgłębiła temat. Sama sprzedała własny samochód i przez 1,5 roku poruszała się wyłącznie przewozami zbiorowymi. W końcu i ona nie wytrzymała, zmuszona sytuacją, chcąc dokończyć książkę zaczęła korzystać z samochodu. Umożliwiło jej to m.in. dotarcie do mieszkańców Raszówki protestujących przeciwko uruchomieniu pociągów osobowych bez zatrzymania w ich miejscowości (czytaj tutaj).
Zgłębiła temat także rzeczowo, porozumiewając się z osobami na codzień zajmującymi się komunikacją powszechną, kolejarzami i działaczami społecznymi.
Autorka porusza w książce istotną kwestię dotyczącą niedostrzegania kłopotu przez osoby, które przecież ten kłopot dotyczy. Większość sobie jakoś radzi po prostu kupując byle samochód. Na dochodowych liniach jeżdżą busy. Niektórych podwożą bliscy. W prasie miejscowej mimo katastrofy jest względny spokój w tym temacie. Społeczeństwo jest po prostu nieuświadomione i jest to jeden z powodów, dlatego nie żąda sprawnej komunikacji powszechnej, mimo że cierpią na tym wszyscy.
Podobna retoryka ujawnia się nawet u miłośników kolei. Na fejsbukowej grupce pl.misc.kolej na problem zbyt długich kolejek do kas odpowiadają całkiem poważnie: „Kup bilet przez internet, jedź następnym pociągiem, a jak nie to jedź samochodem. Kolej ma przynosić zysk, a kasy biletowe to zbędny balast.” Jak widać betonowa i liberalna mentalność wdziera się szeroko.
Oczywiście problemem w wyrażeniu sprzeciwu pozostaje też rozproszenie – podobnie było np. przy likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych, gdzie zwalniani robotnicy rolni i ich rodziny po prostu nie miały jak się zebrać by pójść na Warszawę.
Warto zauważyć, że autorka nie porusza ram ustrojowych, nie wchodzi w rozważania czysto polityczne. Nie znajdziemy tam postulatów ile dokładnie autobusów trzeba puścić oraz skąd wziąć na to pieniądze. Książka nie jest w ten sposób zubożona, gdyż jej istotą jest pokazanie skutków fatalnej polityki transportowej państwa. Inaczej jest w książce Karola Trammera pt. „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej” (czytaj tutaj), gdzie autor siłą rzeczy musiał wejść w politykę, umieścił nawet rozdział z postulatami, ale kwestie zasadnicze i ustrojowe poruszył tylko pobieżnie. W „Nie zdąże” tego nie ma, ale i nie jest to wybrakowaniem. Autorka w wypowiedzi dla słuchowiska „Węzeł przesiadkowy” (słuchaj tutaj) nie boi się nazwania obecnego ustroju kapitalizmem. W książce obnaża samochodozę niektórych polityków oraz wskazuje wpływ kulturowo-bytowy na postrzeganie i tworzenie przez nich rzeczywistości, ale na tym jej rola się kończy. Książka jest bowiem w stylu reportażu i jej celem jest opisanie jak wygląda sytuacja na dole. A opisuje to bardzo dobrze.
Książka jest napisana w stylu reportażu. Opisuje różne sytuacje spotykane na codzień z którymi borykają się Polacy podczas przemieszczania się. Temat jest wzięty dość szeroko, opisuje patologie w przemieszczaniu się pieszo, rowerem i komunikacją zbiorową.
Według danych 13,8 mln mieszkańców Polski nie ma dostępu do komunikacji powszechnej. Przewozy zbiorowe nie docierają do ponad 1/5 sołectw. Na drogach panuje anarchia, bezprawie, zatłoczenie a tym czasem komunikacja powszechna jest w ogromnej rozsypce. Bez własnego samochodu trudno funkcjonować poza większymi miastami. Kłopot ten jest szczególnie bolesny dla osób starszych, niepełnosprawnych, młodych i innych osób które z różnych przyczyn nie mogą mieć samochodu.
Autorka dość rzetelnie zgłębiła temat. Sama sprzedała własny samochód i przez 1,5 roku poruszała się wyłącznie przewozami zbiorowymi. W końcu i ona nie wytrzymała, zmuszona sytuacją, chcąc dokończyć książkę zaczęła korzystać z samochodu. Umożliwiło jej to m.in. dotarcie do mieszkańców Raszówki protestujących przeciwko uruchomieniu pociągów osobowych bez zatrzymania w ich miejscowości (czytaj tutaj).
Zgłębiła temat także rzeczowo, porozumiewając się z osobami na codzień zajmującymi się komunikacją powszechną, kolejarzami i działaczami społecznymi.
Autorka porusza w książce istotną kwestię dotyczącą niedostrzegania kłopotu przez osoby, które przecież ten kłopot dotyczy. Większość sobie jakoś radzi po prostu kupując byle samochód. Na dochodowych liniach jeżdżą busy. Niektórych podwożą bliscy. W prasie miejscowej mimo katastrofy jest względny spokój w tym temacie. Społeczeństwo jest po prostu nieuświadomione i jest to jeden z powodów, dlatego nie żąda sprawnej komunikacji powszechnej, mimo że cierpią na tym wszyscy.
Podobna retoryka ujawnia się nawet u miłośników kolei. Na fejsbukowej grupce pl.misc.kolej na problem zbyt długich kolejek do kas odpowiadają całkiem poważnie: „Kup bilet przez internet, jedź następnym pociągiem, a jak nie to jedź samochodem. Kolej ma przynosić zysk, a kasy biletowe to zbędny balast.” Jak widać betonowa i liberalna mentalność wdziera się szeroko.
Oczywiście problemem w wyrażeniu sprzeciwu pozostaje też rozproszenie – podobnie było np. przy likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych, gdzie zwalniani robotnicy rolni i ich rodziny po prostu nie miały jak się zebrać by pójść na Warszawę.
Warto zauważyć, że autorka nie porusza ram ustrojowych, nie wchodzi w rozważania czysto polityczne. Nie znajdziemy tam postulatów ile dokładnie autobusów trzeba puścić oraz skąd wziąć na to pieniądze. Książka nie jest w ten sposób zubożona, gdyż jej istotą jest pokazanie skutków fatalnej polityki transportowej państwa. Inaczej jest w książce Karola Trammera pt. „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej” (czytaj tutaj), gdzie autor siłą rzeczy musiał wejść w politykę, umieścił nawet rozdział z postulatami, ale kwestie zasadnicze i ustrojowe poruszył tylko pobieżnie. W „Nie zdąże” tego nie ma, ale i nie jest to wybrakowaniem. Autorka w wypowiedzi dla słuchowiska „Węzeł przesiadkowy” (słuchaj tutaj) nie boi się nazwania obecnego ustroju kapitalizmem. W książce obnaża samochodozę niektórych polityków oraz wskazuje wpływ kulturowo-bytowy na postrzeganie i tworzenie przez nich rzeczywistości, ale na tym jej rola się kończy. Książka jest bowiem w stylu reportażu i jej celem jest opisanie jak wygląda sytuacja na dole. A opisuje to bardzo dobrze.
Jedyne czego może brakować to opisania sytuacji, kiedy to obowiązek zapewnienia komunikacji zbiorowej przejmują na siebie zakłady pracy. Przykłady takie mamy w centrach Amazon w Kołbaskowie i Zalando w Gardnie koło Gryfina, ale także w wielu mniejszych zakładach, np. w Kostrzynie nad Odrą.
W Polsce doszło do tego, że już nawet kapitaliści uruchamiają do swoich zakładów linie autobusowe, bo państwo polskie porzuciło powszechną komunikację zbiorową. Po pierwsze, to prywatyzacja usług publicznych i kształtowanie ich wyłącznie pod kątem interesu kapitalisty. Po drugie, to ograniczenie swobody wyboru miejsca pracy, bo autobusy są wyłącznie dla pracowników dojeżdżających do konkretnego zakładu i stanowią czasem jedyną możliwość dojazdu w ogóle. Po trzecie, to także wpływa na ograniczenie dostrzegania kłopotu wykluczenia komunikacyjnego, o czym pisze autorka.
Mimo braku przedstawienia tego wątku, książka bardzo dobrze opisuje fatalny stan komunikacji zbiorowej. Przytacza mniej lub bardziej znane kompromitacje na kolei wynikające z nieudolności rządów, jak np. niepodstawienie wagonu PKP na które naciął się, podróżujący jak każdy inny zwykły obywatel, prezydent Austrii. Autorka pokazuje też jak przedkłada się to na zwykłych ludzi, którzy dojeżdżają codziennie i których niemal codziennie dotyka jakiś kłopot, od drobnej usterki w pociągu po chroniczne ich odwoływanie w niektórych rejonach Polski. Pokazuje też jak patologicznie działa komunikacja autobusowa, gdzie każdy przewoźnik sam sobie ustala nazwę tego samego przystanku autobusowego, dzieli kursy wedle uznania, zmienia drogę itp. Nie ogranicza się tylko do „Polski rejonowej”, pokazuje że nawet w miastach można mieć kłopoty z przemieszczaniem się, przytaczając np. 1200 objaśnień do rozkładu jazdy na dworcu Warszawa Śródmieście. Wszystko to odczuwają ludzie, którzy chcieliby tylko dojechać bez przeszkód do szkoły albo pracy.
Podsumowując, książkę warto polecić. Szczególnie warta jest przeczytania przez osoby z dużych miast, angażujące się w sprawy społeczne. Osoby z małych miejscowości, które dostrzegają kłopoty komunikacyjne, w zasadzie nie przeczytają tam nic zaskakującego, ale warto mieć świadomość że w poszczególnych rejonach nie jesteśmy osamotnieni z wykluczeniem komunikacyjnym.
Książka do nabycia na stronie Wydawnictwa Dowody na Istnienie: tutaj.
Książka do nabycia na stronie Wydawnictwa Dowody na Istnienie: tutaj.