Polskie społeczeństwo nie jest uświadomione jak wielkim zagrożeniem jest epidemia koronawirusa zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej SARS-CoV-2 i związanej z nim choroby koronawirusowej CoViD-19. Świadczy o tym stosunek do wielu obostrzeń, które przecież i tak są spóźnione, niepełne i chaotyczne.
W tym szczególnym czasie najważniejsze jest to, abyśmy unikali jakiejkolwiek styczności z innymi osobami. Najlepiej robi się to siedząc w domu, a wychodząc z niego tylko gdy to rzeczywiście niezbędne, jak np. zakupy. Każda napotkana osoba może być nieświadomie zarażona. Zarazi nas, a my nieświadomie zarazimy naszych najbliższych, którzy potem mogą zarazić kolejne osoby. W związku z tym trzeba maksymalnie ograniczyć liczbę wyjść z domu. Niestety niektórzy tej prostej zasady nie pojmują.
W ostatnich dniach wielkie oburzenie wywołuje wprowadzony zakaz wstępów do lasów oraz – w mniejszej skali – zakaz wędkowania jako zbędne wyjście. Przecież w lasach także możemy kogoś napotkać. W lasach okalających nawet niewielkie miasta można było spotkać w dniach przed zakazem wiele osób. Do lasów wokół większych miast udawały się tysiące osób. Co więcej, jeśli nie mieszkamy na całkowitym odludziu, aby dotrzeć do lasu także musimy przemierzyć obszary zamieszkane, gdzie istnieje możliwość styczności z innymi. Tożsamo z wędkowaniem. Do tego dochodzi kłopot z patrolowaniem lasów i egzekwowaniem zakazu spotkań – łatwiej po prostu zakazać wstępu do lasu.
Niezrozumienie występuje też wobec nakazu 2-metrowego odstępu przy przemieszczaniu się również osób najbliższych. Sam ten nakaz może wydawać się dziwny, bo przecież małżeństwa śpią w jednym łóżku, więc niby dlaczego na ulicy mieliby być 2 metry od siebie. Niemniej i to obostrzenie ma sens, choć nie z punktu widzenia zagrożenia koronawirusem. Chodzi po prostu o egzekwowanie wprowadzonego nakazu. Łatwiej jest nakazać stosowanie 2-metrowego odstępu wszystkim, niż wyrywkowo sprawdzać relacje rodzinne wszystkich niestosujących się do 2-metrowego odstępu. Policja i inne służby patrolujące przestrzenie wspólne musiałyby za każdym razem sprawdzać, czy dwoje dowolnych osób nie zachowujących 2-metrowego odstępu mieszka ze sobą, a to jest bez sensu bo takich osób mogłoby być wiele. Stąd też zakaz obejmuje po prostu wszystkich, bo jest to łatwiej wyegzekwować.
W tym szczególnym czasie najważniejsze jest to, abyśmy unikali jakiejkolwiek styczności z innymi osobami. Najlepiej robi się to siedząc w domu, a wychodząc z niego tylko gdy to rzeczywiście niezbędne, jak np. zakupy. Każda napotkana osoba może być nieświadomie zarażona. Zarazi nas, a my nieświadomie zarazimy naszych najbliższych, którzy potem mogą zarazić kolejne osoby. W związku z tym trzeba maksymalnie ograniczyć liczbę wyjść z domu. Niestety niektórzy tej prostej zasady nie pojmują.
W ostatnich dniach wielkie oburzenie wywołuje wprowadzony zakaz wstępów do lasów oraz – w mniejszej skali – zakaz wędkowania jako zbędne wyjście. Przecież w lasach także możemy kogoś napotkać. W lasach okalających nawet niewielkie miasta można było spotkać w dniach przed zakazem wiele osób. Do lasów wokół większych miast udawały się tysiące osób. Co więcej, jeśli nie mieszkamy na całkowitym odludziu, aby dotrzeć do lasu także musimy przemierzyć obszary zamieszkane, gdzie istnieje możliwość styczności z innymi. Tożsamo z wędkowaniem. Do tego dochodzi kłopot z patrolowaniem lasów i egzekwowaniem zakazu spotkań – łatwiej po prostu zakazać wstępu do lasu.
Niezrozumienie występuje też wobec nakazu 2-metrowego odstępu przy przemieszczaniu się również osób najbliższych. Sam ten nakaz może wydawać się dziwny, bo przecież małżeństwa śpią w jednym łóżku, więc niby dlaczego na ulicy mieliby być 2 metry od siebie. Niemniej i to obostrzenie ma sens, choć nie z punktu widzenia zagrożenia koronawirusem. Chodzi po prostu o egzekwowanie wprowadzonego nakazu. Łatwiej jest nakazać stosowanie 2-metrowego odstępu wszystkim, niż wyrywkowo sprawdzać relacje rodzinne wszystkich niestosujących się do 2-metrowego odstępu. Policja i inne służby patrolujące przestrzenie wspólne musiałyby za każdym razem sprawdzać, czy dwoje dowolnych osób nie zachowujących 2-metrowego odstępu mieszka ze sobą, a to jest bez sensu bo takich osób mogłoby być wiele. Stąd też zakaz obejmuje po prostu wszystkich, bo jest to łatwiej wyegzekwować.
Brak zrozumienia dla wprowadzanych obostrzeń pokazuje, że wiedza społeczeństwa na temat skali zagrożenia nie jest wystarczająca. A to zwiększa ryzyko zarażeń, które dotykają także świadomych obywateli.