Epidemia koronawirusa zespołu ostrej niewydolności oddechowej SARS-CoV-2 bynajmniej nie słabnie. Wyraźnie widać, że białopolskie władze nie potrafią sobie z nią ostatecznie poradzić. Brak wykazywanej większej szybkości wzrostów zarażeń został wykorzystany do poluźnień służących kapitalistom. Sprzyja też temu ogólne rozluźnienie nastrojów społecznych, kiedy to ludzie przestają należycie postrzegać zagrożenie.
O tym, że sytuacja jest daleka od zadowalającej, świadczą dane (zobacz tutaj). Widać na nich wyraźnie, że liczba ujawnianych przypadków rośnie w dość stałej prędkości. Dzienna liczba wykrywanych przypadków też jest dość stała, a jednorazowe wyskoki potwierdzają, że rzeczywista liczba może być znacznie większa. Mniej rośnie liczba czynnie zarażonych, co jednak wcale nie oznacza że jest dobrze – zwyczajnym jest że ozdrowieńcy potrzebowali czasu, aby się pojawić. Niemniej i tak liczba ta rośnie, co jest bardzo niepokojące. W końcu liczba zmarłych – całkowita i dzienna. Na wykresie widać wyraźnie, iż całkowita liczba zmarłych nie zmierza do zatrzymania, a rośnie w dość stałej prędkości. Dzienna liczba utrzymuje się na dość stałej wielkości, codziennie umiera co najmniej kilkanaście osób.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że rzeczywisty obraz jest znacznie gorszy. Liczba ujawnianych przypadków wprost koreluje z liczbą wykonywanych próbek (zobacz tutaj). Trzeba mieć na uwadze, że potwierdzenie próbki następuje dopiero po kilku dniach. Liczba zbadanych próbek jest jakąś porażką (zobacz tutaj). Na 36 mln mieszkańców wykonano tylko 550 tys. próbek. A trzeba wiedzieć, że część osób próbkowana jest kilkukrotnie. Na całe Województwo Podlaskie, gdzie zarażonych jest dość niewiele, na prawie 1,2 mln mieszkańców, wykonuje się tylko 200 próbek dziennie. Z kolei w Województwie Lubuskim, liczącym ponad 1 mln mieszkańców, przez jakiś czas wykonywano tylko 80 próbek dziennie – 24 kwietnia laboratorium Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidomiologicznej w Gorzowie Wielkopolskim powiadomiło wszystkie szpitale, że właśnie taka jest jego zdolność i że nie jest w stanie obsłużyć nawet wszystkich chętnych (zobacz pismo). Wówczas było to jedyne laboratorium obsłubujące Województwo Lubuskie, które wyróżnia się tym, że ma najmniejszą liczbę wykrytych osób zarażonych.
W ostatnim czasie epidemia nasiliła na Górnym Śląsku, gdzie ogniskiem stały się kopalnie. Mocno zwiększono tam liczbę próbek, co równocześnie mocno zwiększyło liczbę wykrytych zarażonych osób, aż padł rekord dzienny. No cóż za odkrycie, że liczba próbek zwiększa liczbę wykryć. Sytuacja w kopalniach może się powtórzyć w wielu zakładach pracy. Nikt nie sprawdza, jak są zabezpieczani pracownicy, którzy zdani są tylko na łaskę zatrudniciela. Od kapitalisty zależy, czy kupi dobrej jakości ochrony osobiste i czy zorganizuje pracę w sposób maksymalnie bezpieczny. Różne doniesienia i dotychczasowe doświadczenia pozwalają twierdzić, że dla kapitalisty jest oczywiście najważniejszy zysk. Rząd nie zamknął zakładów pracy niebędących niezbędnymi. Sytuacja spokojnie może się powtórzyć w innych przedsiębiorstwach, w różnej skali w zależności od wielkości zakładów pracy. Kopalnie są dużymi zakładami pracy, a takich coraz mniej. Nie ma też pewności że zostanie to odpowiednio nagłośnione, bo co kogoś obchodzi jakiś tam niewielki zakład prywaciarza z 50 pracownikami. Nie oszukujmy się też, że zagrożenia miejscowe są niegroźne dla reszty kraju. Górnicy mają rodziny, w różnych sytuacjach stykali się z osobami poza kopalniami. Dotąd też nie zamknięto ani jednej miejscowości z zarażeniem, co przecież jak najbardziej powinno mieć miejsce.
TWN24 podał wiadomość, że do jednego ze szpitali w Poznaniu kierowane są pielęgniarki wobec których zarządzono kwarantannę (czytaj tutaj). Wszystko jest zgodne z przepisami, za zgodą SanEpidu, przez braki w zatrudnieniu. Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych twierdzi, że nie jest to jednostkowa sytuacja, podobne miały miejsce w Koninie, Kaliszu, obecnie w Poznaniu, ale też w Dęblinie, Gryficach, Koszalinie i Ostrowcu Świętokrzyskim. Kolejny odcinek państwa z kartonu.
Tymczasem społeczeństwo, które już wcześniej w pewnym stopniu nienależycie podchodziło do epidemii, teraz robi to jeszcze bardziej. Upływ czasu spowodował, że zagrożenie nie jest należycie postrzegane. Co raz więcej osób spotyka się z innymi, chodzi bez maseczek albo z maseczkami na brodzie, przemieszcza się w celach innych niż niezbędne. Co raz bardziej wypływają też głosy umniejszające zagrożenie. Obostrzenia wprowadzone przez rząd, które i tak są zbyt łagodne, są negowane tylko dlatego, że wprowadził je rząd. „Strajk” Przedsiębiorców w Warszawie, będący jaskrawym przykładem lekceważenia epidemii, został potraktowany bardzo łagodnie.
Podawane są przykłady Szwecji i Białorusi. W Szwecji sytuacja jest zła, szczególnie uwzględniając niewielką gęstość zaludnienia i popularny samotny styl życia, co przecież powinno poprawiać sytuację. Na Białorusi sytuacja również nie jest dobra, a władze odgórnie umniejszają skalę zagrożenia. Już szczytem było przytaczenie przez portal Stajk.eu przykładu Islandii, kraju liczącego 360 tys., położonego na wyspie, daleko od stałego lądu, w mało przyjaznym klimacie. Chwalony był m.in. brak zamknięcia granic Islandii, kiedy to tę granicę przekracza tylko 1 samolot dziennie i 1 prom tygodniowo.
Pojawiają się też karygodne głosy nie liczące się ze zdrowiem osób starszych czy mających potencjalnie niegroźne „choroby współistniejące”, bo przecież „i tak by umarły”. Osoby wygłaszające takie tezy wprost przyznają się do tego, że nie rozumieją zagrożenia i sami je taką postawą zwiększają.
Białopolski rząd niejako wykorzystuje postawę społeczeństwa, ale i ją napędza – luzuje kolejne obostrzenia gospodarcze. Ma to na celu złagodzenie postępującego kryzysu. Nie służy to zdrowiu obywateli, a portfelom kapitalistów. Zagrożenie, jak pokazują dane, wciąż jest duże. Mnóstwo osób zarażonych chodzi wolno, nieświadomie rozsiewając śmiertelną zarazę. Władze nie potrafią należycie się rozprawić z zagrożeniem.
O tym, że sytuacja jest daleka od zadowalającej, świadczą dane (zobacz tutaj). Widać na nich wyraźnie, że liczba ujawnianych przypadków rośnie w dość stałej prędkości. Dzienna liczba wykrywanych przypadków też jest dość stała, a jednorazowe wyskoki potwierdzają, że rzeczywista liczba może być znacznie większa. Mniej rośnie liczba czynnie zarażonych, co jednak wcale nie oznacza że jest dobrze – zwyczajnym jest że ozdrowieńcy potrzebowali czasu, aby się pojawić. Niemniej i tak liczba ta rośnie, co jest bardzo niepokojące. W końcu liczba zmarłych – całkowita i dzienna. Na wykresie widać wyraźnie, iż całkowita liczba zmarłych nie zmierza do zatrzymania, a rośnie w dość stałej prędkości. Dzienna liczba utrzymuje się na dość stałej wielkości, codziennie umiera co najmniej kilkanaście osób.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że rzeczywisty obraz jest znacznie gorszy. Liczba ujawnianych przypadków wprost koreluje z liczbą wykonywanych próbek (zobacz tutaj). Trzeba mieć na uwadze, że potwierdzenie próbki następuje dopiero po kilku dniach. Liczba zbadanych próbek jest jakąś porażką (zobacz tutaj). Na 36 mln mieszkańców wykonano tylko 550 tys. próbek. A trzeba wiedzieć, że część osób próbkowana jest kilkukrotnie. Na całe Województwo Podlaskie, gdzie zarażonych jest dość niewiele, na prawie 1,2 mln mieszkańców, wykonuje się tylko 200 próbek dziennie. Z kolei w Województwie Lubuskim, liczącym ponad 1 mln mieszkańców, przez jakiś czas wykonywano tylko 80 próbek dziennie – 24 kwietnia laboratorium Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidomiologicznej w Gorzowie Wielkopolskim powiadomiło wszystkie szpitale, że właśnie taka jest jego zdolność i że nie jest w stanie obsłużyć nawet wszystkich chętnych (zobacz pismo). Wówczas było to jedyne laboratorium obsłubujące Województwo Lubuskie, które wyróżnia się tym, że ma najmniejszą liczbę wykrytych osób zarażonych.
W ostatnim czasie epidemia nasiliła na Górnym Śląsku, gdzie ogniskiem stały się kopalnie. Mocno zwiększono tam liczbę próbek, co równocześnie mocno zwiększyło liczbę wykrytych zarażonych osób, aż padł rekord dzienny. No cóż za odkrycie, że liczba próbek zwiększa liczbę wykryć. Sytuacja w kopalniach może się powtórzyć w wielu zakładach pracy. Nikt nie sprawdza, jak są zabezpieczani pracownicy, którzy zdani są tylko na łaskę zatrudniciela. Od kapitalisty zależy, czy kupi dobrej jakości ochrony osobiste i czy zorganizuje pracę w sposób maksymalnie bezpieczny. Różne doniesienia i dotychczasowe doświadczenia pozwalają twierdzić, że dla kapitalisty jest oczywiście najważniejszy zysk. Rząd nie zamknął zakładów pracy niebędących niezbędnymi. Sytuacja spokojnie może się powtórzyć w innych przedsiębiorstwach, w różnej skali w zależności od wielkości zakładów pracy. Kopalnie są dużymi zakładami pracy, a takich coraz mniej. Nie ma też pewności że zostanie to odpowiednio nagłośnione, bo co kogoś obchodzi jakiś tam niewielki zakład prywaciarza z 50 pracownikami. Nie oszukujmy się też, że zagrożenia miejscowe są niegroźne dla reszty kraju. Górnicy mają rodziny, w różnych sytuacjach stykali się z osobami poza kopalniami. Dotąd też nie zamknięto ani jednej miejscowości z zarażeniem, co przecież jak najbardziej powinno mieć miejsce.
TWN24 podał wiadomość, że do jednego ze szpitali w Poznaniu kierowane są pielęgniarki wobec których zarządzono kwarantannę (czytaj tutaj). Wszystko jest zgodne z przepisami, za zgodą SanEpidu, przez braki w zatrudnieniu. Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych twierdzi, że nie jest to jednostkowa sytuacja, podobne miały miejsce w Koninie, Kaliszu, obecnie w Poznaniu, ale też w Dęblinie, Gryficach, Koszalinie i Ostrowcu Świętokrzyskim. Kolejny odcinek państwa z kartonu.
Tymczasem społeczeństwo, które już wcześniej w pewnym stopniu nienależycie podchodziło do epidemii, teraz robi to jeszcze bardziej. Upływ czasu spowodował, że zagrożenie nie jest należycie postrzegane. Co raz więcej osób spotyka się z innymi, chodzi bez maseczek albo z maseczkami na brodzie, przemieszcza się w celach innych niż niezbędne. Co raz bardziej wypływają też głosy umniejszające zagrożenie. Obostrzenia wprowadzone przez rząd, które i tak są zbyt łagodne, są negowane tylko dlatego, że wprowadził je rząd. „Strajk” Przedsiębiorców w Warszawie, będący jaskrawym przykładem lekceważenia epidemii, został potraktowany bardzo łagodnie.
Podawane są przykłady Szwecji i Białorusi. W Szwecji sytuacja jest zła, szczególnie uwzględniając niewielką gęstość zaludnienia i popularny samotny styl życia, co przecież powinno poprawiać sytuację. Na Białorusi sytuacja również nie jest dobra, a władze odgórnie umniejszają skalę zagrożenia. Już szczytem było przytaczenie przez portal Stajk.eu przykładu Islandii, kraju liczącego 360 tys., położonego na wyspie, daleko od stałego lądu, w mało przyjaznym klimacie. Chwalony był m.in. brak zamknięcia granic Islandii, kiedy to tę granicę przekracza tylko 1 samolot dziennie i 1 prom tygodniowo.
Pojawiają się też karygodne głosy nie liczące się ze zdrowiem osób starszych czy mających potencjalnie niegroźne „choroby współistniejące”, bo przecież „i tak by umarły”. Osoby wygłaszające takie tezy wprost przyznają się do tego, że nie rozumieją zagrożenia i sami je taką postawą zwiększają.
Białopolski rząd niejako wykorzystuje postawę społeczeństwa, ale i ją napędza – luzuje kolejne obostrzenia gospodarcze. Ma to na celu złagodzenie postępującego kryzysu. Nie służy to zdrowiu obywateli, a portfelom kapitalistów. Zagrożenie, jak pokazują dane, wciąż jest duże. Mnóstwo osób zarażonych chodzi wolno, nieświadomie rozsiewając śmiertelną zarazę. Władze nie potrafią należycie się rozprawić z zagrożeniem.