W sieci od 1 do 7 czerwca 2020 dostępny jest film pt. „Można panikować” poświęcony zmianom klimatycznym. Opiera się on na uznaniu profesora, fizyka atmosfery. Film zbiera pozytywne oceny w środowiskach lewicowych. Postanowiliśmy mu się przyjrzeć.
Film jest przedpremierą, stąd na JuTube będzie dostępny tylko do 7 czerwca 2020. Film bierze udział w 17. Festiwalu Filmowym „Docs Against Gravity”, który z powodu epidemii został przesunięty na wrzesień 2020, a warunkiem udziału w tym festiwalu jest premiera filmu.
Głównym bohaterem filmu jest prof. Szymon Piotr Ryszardowicz Malinowski, fizyk atmosfery, uczony nauk o ziemi, dyrektor Instytutu Geofizyki na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego Józefa Piłsudskiego. Nadaje on powagę filmu i uwiarygodnia go swoim naukowym uznaniem. Film opisuje zmagania prof. Malinowskiego o upowszechnianie nauki o klimacie, przeciwko pustym hasłom białopolskich władz i nieświadomości społeczeństwa.
Pierwszą część filmu można pochwalić za ganienie polskich polityków, zajmujących najwyższe stanowiska państwowe. Są pustosłowia obecnych władz z Prawa i Sprawiedliwości, ale i poprzednich z Platformy Obywatelskiej.
Film zawiera konkretne przesłanie: należy odejść od węgla do 2050. Niestety do końca filmu nie doczekamy się przedstawienia, jaka jest inna możliwość. Jakie mamy inne wyjście niż energetyka węglowa. Ograniczmy zużycie? Jasne! Wprowadźmy odnawialne źródła energii? Jak najbardziej! Ograniczmy konsumpcjonizm? Można, jeszcze jak! Tylko co dalej? Bo w dalszym ciągu będziemy potrzebować energii elektrycznej więcej niż jesteśmy w stanie pozyskać z odnawialnych źródeł energii. W filmie pada, że międzysieć (internet) zużywa obecnie 10% energii elektrycznej na świecie. Czy wobec tego powinniśmy ograniczać międzysieć? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Oczywiście są dziedziny życia, gdzie postęp okazał się złudny i szkodliwy. Z wielu fanaberii społeczeństwa można i należy zrezygnować. Wysoce szkodliwy jest konsumpcjonizm. Tylko że to nie wystarczy, by odejść od węgla. Więcej energii elektrycznej potrzebują m.in. unowocześniane szpitale (co pada w filmie) i nikt rozsądny nie będzie postulował tu ograniczenia zużycia energii elektrycznej kosztem zdrowia i życia ludzkiego.
Film pokazuje w złym świetle Elektrownię „Bełchatów” w Rogowcu jako największego wypuszczającego dwutlenek węgla w Europie. Jaki mamy lepszy wybór? Możemy ją unowocześniać, aby była możliwie najmniej szkodliwa, co z resztą zostało zauważone w filmie porównując rodzaj zanieczyszczeń w latach 80. i obecnie. Ale na zadane pytanie film nie przedstawił jasnej odpowiedzi. Co prawda pojawiają się wiatraki oraz pokazana jest w dobrym świetle Elektrownia Szczytowo-Pompowa „Żarnowiec” w Nadolu (dzieło ojca bohatera filmu), ale przecież to nie wystarczy. Odnawialne źródła energii nie są w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych Polski, a elektrownie szczytowo-pompowe same w sobie nie wytwarzają energii, a jedynie ją gromadzą w czasie mniejszego zużycia, aby ją oddać w czasie większego zużycia.
Znamienne jest to, że w filmie w ogóle nie pojawia się wątek elektrowni jądrowych. A przecież całkowite odejście od węgla wymaga właśnie uruchomienia energetyki jądrowej. Bynajmniej nie jest to odnawialne źródło energii, także wymaga paliw kopalnych i pozostawia po sobie radioaktywne odpady których kłopot nie jest docelowo rozwiązany. Dodatkowo jest na rękę kapitalistycznym, zagranicznym koncernom.
Zamiast tego film skupia się na niskiej świadomości społecznej. To niska świadomość społeczna ma przedkładać się na to, że władze państwowe nie robią dla sprawy klimatu nic szczególnego, bo społeczeństwo od nich tego nie wymaga. W pewnym sensie trzeba przyznać rację, że jednostkowe działania człowieka są nieporównywalne do tego co mogą zrobić rządy, ale to nie jest wystarczające zgłębienie tematu. Zwłaszcza że tu znowu nie przedstawiono innej możliwości współczesnego życia człowieka, przyznając się, że od czasu do czasu trzeba pojechać samochodem lub polecieć samolotem.
Jakby tego było mało, film ma wydźwięki antykomunistyczne. Według filmu „wolność odzyskana w 1989 roku” została spożytkowana w niewłaściwy sposób, w Polsce Ludowej były puste półki i wszyscy kończyli podobnie tj. bez możliwości „wybicia się”. Film zupełnie pomija, że najbardziej szkodliwy wpływ na środowisko i klimat ma po prostu kapitalizm, gdzie dla maksymalizacji zysku nie liczy się z przyrodą, marnuje się jej zasoby, tworzy się sztuczne potrzeby, celowo postarza się sprzęty itd. To kapitalizm powoduje, że w telewizji lecą chwytliwe rozrywki, a nie porusza się poważnych kłopotów ludzkości, co zostało skrytykowane w filmie.
Film w zasadzie jest o życiu, działalności, filozofii i rozżaleniu prof. Malinowskiego, do którego wmieszano różne wątki o zmianach klimatu. Wbrew opisom i tytułowi nie jest to „film dokumentalny na temat postrzegania zmian klimatu w Polsce”. Z filmu dowiemy się, że Elektrownia „Bełchatów” jest zła i tyle, a zamiast wyjaśnienia dowiemy się mnóstwa szczegółów z życia osobistego prof. Malinowskiego. Ostatnie zdanie w filmie to „Zróbmy coś z tą planetą i z nami”, ale co dokładnie mamy zrobić, tego z filmu się nie dowiemy.
Film do obejrzenia poniżej.
Film jest przedpremierą, stąd na JuTube będzie dostępny tylko do 7 czerwca 2020. Film bierze udział w 17. Festiwalu Filmowym „Docs Against Gravity”, który z powodu epidemii został przesunięty na wrzesień 2020, a warunkiem udziału w tym festiwalu jest premiera filmu.
Głównym bohaterem filmu jest prof. Szymon Piotr Ryszardowicz Malinowski, fizyk atmosfery, uczony nauk o ziemi, dyrektor Instytutu Geofizyki na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego Józefa Piłsudskiego. Nadaje on powagę filmu i uwiarygodnia go swoim naukowym uznaniem. Film opisuje zmagania prof. Malinowskiego o upowszechnianie nauki o klimacie, przeciwko pustym hasłom białopolskich władz i nieświadomości społeczeństwa.
Pierwszą część filmu można pochwalić za ganienie polskich polityków, zajmujących najwyższe stanowiska państwowe. Są pustosłowia obecnych władz z Prawa i Sprawiedliwości, ale i poprzednich z Platformy Obywatelskiej.
Film zawiera konkretne przesłanie: należy odejść od węgla do 2050. Niestety do końca filmu nie doczekamy się przedstawienia, jaka jest inna możliwość. Jakie mamy inne wyjście niż energetyka węglowa. Ograniczmy zużycie? Jasne! Wprowadźmy odnawialne źródła energii? Jak najbardziej! Ograniczmy konsumpcjonizm? Można, jeszcze jak! Tylko co dalej? Bo w dalszym ciągu będziemy potrzebować energii elektrycznej więcej niż jesteśmy w stanie pozyskać z odnawialnych źródeł energii. W filmie pada, że międzysieć (internet) zużywa obecnie 10% energii elektrycznej na świecie. Czy wobec tego powinniśmy ograniczać międzysieć? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Oczywiście są dziedziny życia, gdzie postęp okazał się złudny i szkodliwy. Z wielu fanaberii społeczeństwa można i należy zrezygnować. Wysoce szkodliwy jest konsumpcjonizm. Tylko że to nie wystarczy, by odejść od węgla. Więcej energii elektrycznej potrzebują m.in. unowocześniane szpitale (co pada w filmie) i nikt rozsądny nie będzie postulował tu ograniczenia zużycia energii elektrycznej kosztem zdrowia i życia ludzkiego.
Film pokazuje w złym świetle Elektrownię „Bełchatów” w Rogowcu jako największego wypuszczającego dwutlenek węgla w Europie. Jaki mamy lepszy wybór? Możemy ją unowocześniać, aby była możliwie najmniej szkodliwa, co z resztą zostało zauważone w filmie porównując rodzaj zanieczyszczeń w latach 80. i obecnie. Ale na zadane pytanie film nie przedstawił jasnej odpowiedzi. Co prawda pojawiają się wiatraki oraz pokazana jest w dobrym świetle Elektrownia Szczytowo-Pompowa „Żarnowiec” w Nadolu (dzieło ojca bohatera filmu), ale przecież to nie wystarczy. Odnawialne źródła energii nie są w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych Polski, a elektrownie szczytowo-pompowe same w sobie nie wytwarzają energii, a jedynie ją gromadzą w czasie mniejszego zużycia, aby ją oddać w czasie większego zużycia.
Znamienne jest to, że w filmie w ogóle nie pojawia się wątek elektrowni jądrowych. A przecież całkowite odejście od węgla wymaga właśnie uruchomienia energetyki jądrowej. Bynajmniej nie jest to odnawialne źródło energii, także wymaga paliw kopalnych i pozostawia po sobie radioaktywne odpady których kłopot nie jest docelowo rozwiązany. Dodatkowo jest na rękę kapitalistycznym, zagranicznym koncernom.
Zamiast tego film skupia się na niskiej świadomości społecznej. To niska świadomość społeczna ma przedkładać się na to, że władze państwowe nie robią dla sprawy klimatu nic szczególnego, bo społeczeństwo od nich tego nie wymaga. W pewnym sensie trzeba przyznać rację, że jednostkowe działania człowieka są nieporównywalne do tego co mogą zrobić rządy, ale to nie jest wystarczające zgłębienie tematu. Zwłaszcza że tu znowu nie przedstawiono innej możliwości współczesnego życia człowieka, przyznając się, że od czasu do czasu trzeba pojechać samochodem lub polecieć samolotem.
Jakby tego było mało, film ma wydźwięki antykomunistyczne. Według filmu „wolność odzyskana w 1989 roku” została spożytkowana w niewłaściwy sposób, w Polsce Ludowej były puste półki i wszyscy kończyli podobnie tj. bez możliwości „wybicia się”. Film zupełnie pomija, że najbardziej szkodliwy wpływ na środowisko i klimat ma po prostu kapitalizm, gdzie dla maksymalizacji zysku nie liczy się z przyrodą, marnuje się jej zasoby, tworzy się sztuczne potrzeby, celowo postarza się sprzęty itd. To kapitalizm powoduje, że w telewizji lecą chwytliwe rozrywki, a nie porusza się poważnych kłopotów ludzkości, co zostało skrytykowane w filmie.
Film w zasadzie jest o życiu, działalności, filozofii i rozżaleniu prof. Malinowskiego, do którego wmieszano różne wątki o zmianach klimatu. Wbrew opisom i tytułowi nie jest to „film dokumentalny na temat postrzegania zmian klimatu w Polsce”. Z filmu dowiemy się, że Elektrownia „Bełchatów” jest zła i tyle, a zamiast wyjaśnienia dowiemy się mnóstwa szczegółów z życia osobistego prof. Malinowskiego. Ostatnie zdanie w filmie to „Zróbmy coś z tą planetą i z nami”, ale co dokładnie mamy zrobić, tego z filmu się nie dowiemy.
Film do obejrzenia poniżej.