Na Lewicy Narodowej opisano już wystarczająco nieudolność władz Polski w walce z koronawirusem zespołu ostrej niewydolności oddechowej SARS-CoV-2 i chorobą koronawirusową CoViD-19. Działania te są chaotyczne, niepełne lub spóźnione. Nie ma żadnego planu pokonania epidemii, Rząd podejmuje działania na zasadzie „jakoś to będzie”. W końcu nastąpił wybuch i okoliczności są najgorsze od początku epidemii, a końca nie widać.
Wszystko było do przewidzenia. Społeczeństwo przestało przestrzegać obostrzeń, bo przecież trupów na ulicach nie widać, a policja i inne służby nie egzekwowały przepisów. Przepisów wadliwych, na których naprostowanie było sporo czasu. Ba, władze same nie przestrzegały obostrzeń. Odbywały się normalne zabawy w pabach i restauracjach, uroczystości rodzinne na 150 osób. Mnóstwo osób wierzących w teorie spiskowe. Osoby noszące maseczki stawały się marginesem. Jakby tego było mało, otwarto szkoły, w których nawet mimo chęci nie da się zachować podstawowych odstępów, nie nakazano maseczek, a pracowników nie wyposażono w stosowne ochrony osobiste. Skrócono kwarantannę do 10 dni, mimo że wirus wykluwa się do 14 dni. Kwarantanną tą objęto osoby bezobjawowe. Testami co do zasady objęto tylko objawowych. W dodatku na test czeka się kilka dni od wystąpienia objawów.
To w końcu musiało wybuchnąć. Dziś, 7 października 2020, mamy duży rekord: 3003 wykrytych zarażonych i 75 zgonów. Większość zarażeń ma nieznane źródło. Niewątpliwie będą kolejne rekordy.
W szpitalach zaczyna brakować miejsc dla chorych na CoViD-19. Zdarzają się przypadki wożenia pacjentów w celu znalezienia im miejsca, w tym co najmniej jeden śmiertelny. Służba zdrowia i SanEpid zbliżają się do niebezpiecznej granicy wydolności.
Brakuje szczepionek przeciw grypie. Kłopot mają nawet ci, którzy mają na nie receptę, a przez to wprost zagrożone jest ich zdrowie. W „CeFarmie24” zabrakło maseczek FFP2 (jedyne, jakie były najpewniejsze), a płyn do dezynfekcji rąk Trisept Max, robiony przez państwową Tarchomińskie Zakłady „PolFa”, jest dostępny tylko w małych opakowaniach. Na Allegro i w innych miejscach jest pełno maseczek, które nie powinny być dopuszczane do sprzedaży (np. z zaworkiem, wątpliwej jakości lub niepewnego pochodzenia). Trudno o porządną maskę, która przecież powinna być podstawowym środkiem zabezpieczającym.
Patrząc na to wszystko, trudno stwierdzić że Rząd cokolwiek zrobił zawczasu. Wręcz przeciwnie, spieprzył prawie wszystko, co było do spieprzenia. Najprostszą rzeczą do zrobienia na szybko było naprostowanie przepisów. Sądy w dalszym ciągu orzekają o niewinności osób nienoszących maseczek. Organizacje skupiające handlowców wciąż alarmują, że pracownicy nie mają jak egzekwować przepisów na terenie sklepów i są narażani na niebezpieczeństwo. Nie ma możliwości egzekwowania przepisów wobec dużych uroczystości rodzinnych. SanEpid rozkłada ręce. Nawet teraz nie ma planów zmiany tych przepisów.
Rząd już nawet nie próbuje ubarwiać sytuacji, tylko wprost stwierdza że będzie gorzej, a statystyki i tak to przebijają. To oznacza, że okoliczności są poważne. Co gorsza, Rząd świadomie naraża Polaków, co wprost można wyczytać z wiadomości organów władzy. Wobec otwarcia szkół nikt z władz nie stwierdził, że nie ma ryzyka, a więc władze zaryzykowały życiem i zdrowiem wielu ludzi. Przedstawiciele rządu twierdzą też, że nie ma pieniędzy na kolejny „lockdown”, a więc jawnie stawiają pieniądze ponad życie i zdrowie obywateli. To jest czysty kryminał.
W ostatnim czasie sam mogłem się przekonać jak wyglądają obostrzenia wobec wesel. Najpierw trafiłem na kwarantannę. Moi współdomownicy byli na weselu, na którym była osoba zarażona. Ta osoba zachowała się nieodpowiedzialnie, gdyż spodziewała się pozytywnego wyniku testu, a mimo to nie była objęta kwarantanną. Wesele było w szóstek-niedzielę i poprawiny w niedzielę. Telefon z SanEpidu o objęciu kwarantanną był w środę około 15:00. Do tego czasu ci współdomownicy przez 3 dni chodzili normalnie na zakupy i do pracy. Kwarantanna trwała 7 dni, gdyż 10 dni liczono od daty ostatniej możliwej styczności. Mimo że wirus może się wykluwać do 14 dni, to Rząd skrócił kwarantannę do 10 dni. Podczas kwarantanny kontrola policyjna była tylko w pierwszym i ostatnim dniu kwarantanny. Nie sprawdzono danych z PESEL o zameldowaniu i jeden ze współdomowników nawet nie został objęty kwarantanną. Decyzję o kwarannie pracownik SanEpidu dostarczył osobiście, bez zabezpieczeń. Podpisanie odbioru odbyło się jego długopisem.
Dwa tygodnie później sam poszedłem na wesele. Prawie 100 osób, a więc mieści się nawet w aktualizowanych przepisach. 2 stoły wzdłużne, przy których usadzono gości. Brak odstępów między miejscami, brak miejsca na zachowanie odstępu przy przechodzeniu, brak miejsca na odstęp podczas tańczenia. Uściski dłoni, przytulania, pocałunki pomiędzy wieloma gośćmi. Nikt nie używał maseczek w kościele, w autobusie, ani podczas całego wesela. Byłem jedynym, który maseczki używał i zdejmował tylko do spożywania oraz starał się utrzymywać odstępy tam gdzie to możliwe. Podchodząc do strefy samoobsługowej byłem pierwszym, który użył płynu do dezynfekcji rąk. Przy tym wszystkim nasłuchałem się wielu kpin odnośnie mojej postawy. Mnóstwo zabaw weselnych, podczas których trzymano się za ręce nie i przestrzegano odstępów. Obsługa wesela przestrzegała obostrzeń częściowo – do obsługi poszczególnych stołów wyznaczono stałe osoby, noszono maseczki, ale już nie używano rękawiczek ani nie było stałego pracownika przy strefie samoobsługowej. Jedyne pocieszenie, że para młoda – mimo odmienności zdania co do epidemii – w pełni uszanowała moją postawę, zachowywała odstęp ode mnie, zupełnie normalnie mnie traktowali kiedy jako jedyny w maseczce podchodziłem do zdjęcia z nimi.
Jak władze wyobrażały i wyobrażają sobie przestrzeganie obostrzeń na takich zabawach? Trzeba być głupkiem, aby nie wiedzieć co się wyczynia na weselach i je dopuszczać w okolicznościach epidemii choroby zakaźnej. Wesela na 50 osób są dozwolone nawet w strefach czerwonych. Wygląda na to, że władze boją się skutków gospodarczych branży weselnej lub oporu społeczeństwa.
Zapowiedzi zaostrzenia kursu, zwiększenia dyscypliny i karania osób nieprzestrzegających obostrzeń brzmią groteskowo, mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia białopolskich władz.
Tymczasem w Czechach i na Słowacji wprowadzono stany wyjątkowe. W Czechach wprost przyznano, że otwarcie granic było błędem i powinny być zamknięte nawet na 2 lata. Słowacja zerwała połączenia kolejowe, a dokument opisujący działanie szkół podczas epidemii na kilkunastu stronach opisuje wszelkie możliwe do wystąpienia okoliczności i sposoby postępowania. Dla szkół przeznaczono sale teatralne, domy kultury, świetlice wiejskie itp. aby rozrzedzić i możliwie najbardziej oddzielić uczniów. Węgry ponownie zamknęły granice.
W tym kapitalistycznym biedapaństwie skazani jesteśmy tylko na siebie. Osoby potrafiące się samodyscyplinować i rozsądnie myśleć, mają znacznie większe szanse na uniknięcie zachorowania i to jedyne co nam pozostaje.
Wszystko było do przewidzenia. Społeczeństwo przestało przestrzegać obostrzeń, bo przecież trupów na ulicach nie widać, a policja i inne służby nie egzekwowały przepisów. Przepisów wadliwych, na których naprostowanie było sporo czasu. Ba, władze same nie przestrzegały obostrzeń. Odbywały się normalne zabawy w pabach i restauracjach, uroczystości rodzinne na 150 osób. Mnóstwo osób wierzących w teorie spiskowe. Osoby noszące maseczki stawały się marginesem. Jakby tego było mało, otwarto szkoły, w których nawet mimo chęci nie da się zachować podstawowych odstępów, nie nakazano maseczek, a pracowników nie wyposażono w stosowne ochrony osobiste. Skrócono kwarantannę do 10 dni, mimo że wirus wykluwa się do 14 dni. Kwarantanną tą objęto osoby bezobjawowe. Testami co do zasady objęto tylko objawowych. W dodatku na test czeka się kilka dni od wystąpienia objawów.
To w końcu musiało wybuchnąć. Dziś, 7 października 2020, mamy duży rekord: 3003 wykrytych zarażonych i 75 zgonów. Większość zarażeń ma nieznane źródło. Niewątpliwie będą kolejne rekordy.
W szpitalach zaczyna brakować miejsc dla chorych na CoViD-19. Zdarzają się przypadki wożenia pacjentów w celu znalezienia im miejsca, w tym co najmniej jeden śmiertelny. Służba zdrowia i SanEpid zbliżają się do niebezpiecznej granicy wydolności.
Brakuje szczepionek przeciw grypie. Kłopot mają nawet ci, którzy mają na nie receptę, a przez to wprost zagrożone jest ich zdrowie. W „CeFarmie24” zabrakło maseczek FFP2 (jedyne, jakie były najpewniejsze), a płyn do dezynfekcji rąk Trisept Max, robiony przez państwową Tarchomińskie Zakłady „PolFa”, jest dostępny tylko w małych opakowaniach. Na Allegro i w innych miejscach jest pełno maseczek, które nie powinny być dopuszczane do sprzedaży (np. z zaworkiem, wątpliwej jakości lub niepewnego pochodzenia). Trudno o porządną maskę, która przecież powinna być podstawowym środkiem zabezpieczającym.
Patrząc na to wszystko, trudno stwierdzić że Rząd cokolwiek zrobił zawczasu. Wręcz przeciwnie, spieprzył prawie wszystko, co było do spieprzenia. Najprostszą rzeczą do zrobienia na szybko było naprostowanie przepisów. Sądy w dalszym ciągu orzekają o niewinności osób nienoszących maseczek. Organizacje skupiające handlowców wciąż alarmują, że pracownicy nie mają jak egzekwować przepisów na terenie sklepów i są narażani na niebezpieczeństwo. Nie ma możliwości egzekwowania przepisów wobec dużych uroczystości rodzinnych. SanEpid rozkłada ręce. Nawet teraz nie ma planów zmiany tych przepisów.
Rząd już nawet nie próbuje ubarwiać sytuacji, tylko wprost stwierdza że będzie gorzej, a statystyki i tak to przebijają. To oznacza, że okoliczności są poważne. Co gorsza, Rząd świadomie naraża Polaków, co wprost można wyczytać z wiadomości organów władzy. Wobec otwarcia szkół nikt z władz nie stwierdził, że nie ma ryzyka, a więc władze zaryzykowały życiem i zdrowiem wielu ludzi. Przedstawiciele rządu twierdzą też, że nie ma pieniędzy na kolejny „lockdown”, a więc jawnie stawiają pieniądze ponad życie i zdrowie obywateli. To jest czysty kryminał.
W ostatnim czasie sam mogłem się przekonać jak wyglądają obostrzenia wobec wesel. Najpierw trafiłem na kwarantannę. Moi współdomownicy byli na weselu, na którym była osoba zarażona. Ta osoba zachowała się nieodpowiedzialnie, gdyż spodziewała się pozytywnego wyniku testu, a mimo to nie była objęta kwarantanną. Wesele było w szóstek-niedzielę i poprawiny w niedzielę. Telefon z SanEpidu o objęciu kwarantanną był w środę około 15:00. Do tego czasu ci współdomownicy przez 3 dni chodzili normalnie na zakupy i do pracy. Kwarantanna trwała 7 dni, gdyż 10 dni liczono od daty ostatniej możliwej styczności. Mimo że wirus może się wykluwać do 14 dni, to Rząd skrócił kwarantannę do 10 dni. Podczas kwarantanny kontrola policyjna była tylko w pierwszym i ostatnim dniu kwarantanny. Nie sprawdzono danych z PESEL o zameldowaniu i jeden ze współdomowników nawet nie został objęty kwarantanną. Decyzję o kwarannie pracownik SanEpidu dostarczył osobiście, bez zabezpieczeń. Podpisanie odbioru odbyło się jego długopisem.
Dwa tygodnie później sam poszedłem na wesele. Prawie 100 osób, a więc mieści się nawet w aktualizowanych przepisach. 2 stoły wzdłużne, przy których usadzono gości. Brak odstępów między miejscami, brak miejsca na zachowanie odstępu przy przechodzeniu, brak miejsca na odstęp podczas tańczenia. Uściski dłoni, przytulania, pocałunki pomiędzy wieloma gośćmi. Nikt nie używał maseczek w kościele, w autobusie, ani podczas całego wesela. Byłem jedynym, który maseczki używał i zdejmował tylko do spożywania oraz starał się utrzymywać odstępy tam gdzie to możliwe. Podchodząc do strefy samoobsługowej byłem pierwszym, który użył płynu do dezynfekcji rąk. Przy tym wszystkim nasłuchałem się wielu kpin odnośnie mojej postawy. Mnóstwo zabaw weselnych, podczas których trzymano się za ręce nie i przestrzegano odstępów. Obsługa wesela przestrzegała obostrzeń częściowo – do obsługi poszczególnych stołów wyznaczono stałe osoby, noszono maseczki, ale już nie używano rękawiczek ani nie było stałego pracownika przy strefie samoobsługowej. Jedyne pocieszenie, że para młoda – mimo odmienności zdania co do epidemii – w pełni uszanowała moją postawę, zachowywała odstęp ode mnie, zupełnie normalnie mnie traktowali kiedy jako jedyny w maseczce podchodziłem do zdjęcia z nimi.
Jak władze wyobrażały i wyobrażają sobie przestrzeganie obostrzeń na takich zabawach? Trzeba być głupkiem, aby nie wiedzieć co się wyczynia na weselach i je dopuszczać w okolicznościach epidemii choroby zakaźnej. Wesela na 50 osób są dozwolone nawet w strefach czerwonych. Wygląda na to, że władze boją się skutków gospodarczych branży weselnej lub oporu społeczeństwa.
Zapowiedzi zaostrzenia kursu, zwiększenia dyscypliny i karania osób nieprzestrzegających obostrzeń brzmią groteskowo, mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia białopolskich władz.
Tymczasem w Czechach i na Słowacji wprowadzono stany wyjątkowe. W Czechach wprost przyznano, że otwarcie granic było błędem i powinny być zamknięte nawet na 2 lata. Słowacja zerwała połączenia kolejowe, a dokument opisujący działanie szkół podczas epidemii na kilkunastu stronach opisuje wszelkie możliwe do wystąpienia okoliczności i sposoby postępowania. Dla szkół przeznaczono sale teatralne, domy kultury, świetlice wiejskie itp. aby rozrzedzić i możliwie najbardziej oddzielić uczniów. Węgry ponownie zamknęły granice.
W tym kapitalistycznym biedapaństwie skazani jesteśmy tylko na siebie. Osoby potrafiące się samodyscyplinować i rozsądnie myśleć, mają znacznie większe szanse na uniknięcie zachorowania i to jedyne co nam pozostaje.