Od 28 kwietnia 2021 na szczepienia mogą się zapisywać osoby od 30 lat, które wypełniły wcześniej zgłoszenie chęci zaszczepienia. To około pół miliona osób. Równolegle trwają zapisy wg roczników, wchodząc już w lata 1980, a od 9 trawnia skierowania będą mieli wszyscy rocznikowo pełnoletni. W dostępności szczepionek tragedii nie ma, ale szału też nie.
Skierowanie zauważam 27 kwietnia 2021 około 19:00. Teraz już tylko pozostaje poczekać do północy i wybrać datę i miejsce szczepienia. Około 23:30 wchodzę na internetowe konto pacjenta. Wcześniej wynotowałem sobie, gdzie mogę dojechać, ale na wszelki wypadek mam otwarty rozkład jazdy pociągów i mapę. Synchronizuję czas. Emocje jak przy ogłaszaniu zaliczeń na studiach. W końcu w tym samym czasie pół miliona osób może chcieć się zapisać, liczba szczepionek jest ograniczona, a ja mieszkam z dala od większych ośrodków, nie mam samochodu i nie mogę wybierać z dowolnych punktów. Równo co do sekundy o 0:00 odświeżam i szybko przechodzę do dat. Najpierw wybieram swój wiejski ośrodek zdrowia. Brak dostępnych dat… Wybieram okoliczne miasta. Dat brak albo dopiero pod koniec trawnia. Wybór AstraZekeneki pod koniec miesiąca z 10-12-tygodniowym czekaniem na drugą dawkę mija się z celem, bo na początku czerwca mogą być inne szczepionki. No ale czerwiec był całkowicie wyłączony z zapisów. No nic, wybieram więc wielkie miasta obwodowe. W jednym są daty już na 2-3 trawnia, ale kiepskawy dojazd, w drugim już znacznie lepiej, na 10 trawnia. W obu przypadkach to Pfizer. Jest więc całkiem nieźle, acz widzę jak w oczach znikają kolejne dostępne godziny. Wybieram więc 10 trawnia.
Niestety po wyborze danej daty szczepienia nie ma już możliwości podglądu wolnych dat. Z pomocą przychodzi stronka szczepienia.github.io, gdzie ktoś udostępnia orientacyjny pogląd wolnych dat. Tam popołudniu zauważam, że w mojej okolicy pojawił się nowy punkt szczepień z wieloma wolnymi datami. Dopiero kilka godzin wcześniej ogłoszono jego otwarcie od trawnia, a w dodatku mam tam łatwiejszy dojazd. Zmieniam więc na 5 trawnia, szczepionka nawet lepsza – Moderna. Moja wcześniej wybrana pora, 10 trawnia w mieście wojewódzkim, jest wybierana przez kogoś innego gdzieś po pół godzinie.
Przez dwa kolejne dni podglądam wolne daty szczepień. Co jakiś czas pojawiają się nowe. Można złapać pojedyncze już za kilka dni. Ktoś z Krakowa wybrał Zakopane, bo w Krakowie jest tylko AstraZeneka w drugiej połowie trawnia. W Warszawie chwilowo też została już tylko AstraZeneka. Niemniej, jedno jest pewne, jeśli ktoś chce się zaszczepić, to nie będzie miał większych kłopotów. Wybór konkretnego rodzaju szczepionek może być już ograniczony, ale przecież w ostateczności każda jest dobra.
O czym to świadczy? Z jednej strony, tragedii nie ma – zdobycie wizyty na szczepienie nie graniczy z jakimś cudem, jest jakiś wybór i czasem w dość przystępnych datach. Z drugiej strony, szału nie ma – dostępność dat oznacza, że jest sporo osób, które nie chcą się szczepić albo z jakichś przyczyn nie traktują tej sprawy należycie priorytetowo.
Różne badania pokazują, że tylko ok. 50% społeczeństwa chce się szczepić. To za mało, aby zakończyć epidemię w kraju. Szczególnie że jest spory odsetek, który na tę chwilę nie może być szczepiony: osoby poniżej 18 lat (w wieku 16-18 lat tylko Pfizer), a także kobiety w ciąży i kobiety karmiące piersią. Chcąc więc osiągnąć odpowiednio wysoki odsetek zaszczepionych, należy wprowadzić obowiązek szczepień, co już dawno powinno być zrobione. Rząd jest jednak zbyt miałki, by to wprowadzić, a i nie ma tylu szczepionek.
Do tego potrzebne jest przyśpieszenie. Rząd lubi się chwalić liczbą wykonanych szczepień przekraczającą 10 mln i zapisami kolejnych roczników, ale fakty przeczą propagandzie sukcesu. Z 38 mln mieszkańców Polski, po 4 miesiącach akcji szczepieniowej, w pełni zaszczepionych jest 2,9 mln osób, czyli tylko 7,6%. Warto też zwrócić uwagę, że władze przestały odkładać drugie dawki. Obecne „przyspieszenie” jest robione kosztem niskich stanów magazynowych. To dość krótkowzroczne myślenie – podanie drugich dawek będzie uzależnione od bieżących dostaw, a prędkość szczepień może spaść.
Z punktu widzenia jednostki (świadomej i odpowiedzialnej) – jest dobrze, bo można się zaszczepić. Z punktu widzenia ogółu społeczeństwa – jest źle, daleko do normalności. Osobiście bardzo się cieszę, że już za kilka dni będę zaszczepiony. Ale i martwię się, że wciąż będę musiał uważać na osoby niezaszczepione z własnej woli, w tym np. wiele osób w mojej rodzinie, a przez to epidemia nie będzie wygasać. To z kolei zwiększa ryzyko powstawania nowych mutacji i tylko kwestią czasu pozostaje to, kiedy pojawi się mutacja odporna na szczepionki.
Skierowanie zauważam 27 kwietnia 2021 około 19:00. Teraz już tylko pozostaje poczekać do północy i wybrać datę i miejsce szczepienia. Około 23:30 wchodzę na internetowe konto pacjenta. Wcześniej wynotowałem sobie, gdzie mogę dojechać, ale na wszelki wypadek mam otwarty rozkład jazdy pociągów i mapę. Synchronizuję czas. Emocje jak przy ogłaszaniu zaliczeń na studiach. W końcu w tym samym czasie pół miliona osób może chcieć się zapisać, liczba szczepionek jest ograniczona, a ja mieszkam z dala od większych ośrodków, nie mam samochodu i nie mogę wybierać z dowolnych punktów. Równo co do sekundy o 0:00 odświeżam i szybko przechodzę do dat. Najpierw wybieram swój wiejski ośrodek zdrowia. Brak dostępnych dat… Wybieram okoliczne miasta. Dat brak albo dopiero pod koniec trawnia. Wybór AstraZekeneki pod koniec miesiąca z 10-12-tygodniowym czekaniem na drugą dawkę mija się z celem, bo na początku czerwca mogą być inne szczepionki. No ale czerwiec był całkowicie wyłączony z zapisów. No nic, wybieram więc wielkie miasta obwodowe. W jednym są daty już na 2-3 trawnia, ale kiepskawy dojazd, w drugim już znacznie lepiej, na 10 trawnia. W obu przypadkach to Pfizer. Jest więc całkiem nieźle, acz widzę jak w oczach znikają kolejne dostępne godziny. Wybieram więc 10 trawnia.
Niestety po wyborze danej daty szczepienia nie ma już możliwości podglądu wolnych dat. Z pomocą przychodzi stronka szczepienia.github.io, gdzie ktoś udostępnia orientacyjny pogląd wolnych dat. Tam popołudniu zauważam, że w mojej okolicy pojawił się nowy punkt szczepień z wieloma wolnymi datami. Dopiero kilka godzin wcześniej ogłoszono jego otwarcie od trawnia, a w dodatku mam tam łatwiejszy dojazd. Zmieniam więc na 5 trawnia, szczepionka nawet lepsza – Moderna. Moja wcześniej wybrana pora, 10 trawnia w mieście wojewódzkim, jest wybierana przez kogoś innego gdzieś po pół godzinie.
Przez dwa kolejne dni podglądam wolne daty szczepień. Co jakiś czas pojawiają się nowe. Można złapać pojedyncze już za kilka dni. Ktoś z Krakowa wybrał Zakopane, bo w Krakowie jest tylko AstraZeneka w drugiej połowie trawnia. W Warszawie chwilowo też została już tylko AstraZeneka. Niemniej, jedno jest pewne, jeśli ktoś chce się zaszczepić, to nie będzie miał większych kłopotów. Wybór konkretnego rodzaju szczepionek może być już ograniczony, ale przecież w ostateczności każda jest dobra.
O czym to świadczy? Z jednej strony, tragedii nie ma – zdobycie wizyty na szczepienie nie graniczy z jakimś cudem, jest jakiś wybór i czasem w dość przystępnych datach. Z drugiej strony, szału nie ma – dostępność dat oznacza, że jest sporo osób, które nie chcą się szczepić albo z jakichś przyczyn nie traktują tej sprawy należycie priorytetowo.
Różne badania pokazują, że tylko ok. 50% społeczeństwa chce się szczepić. To za mało, aby zakończyć epidemię w kraju. Szczególnie że jest spory odsetek, który na tę chwilę nie może być szczepiony: osoby poniżej 18 lat (w wieku 16-18 lat tylko Pfizer), a także kobiety w ciąży i kobiety karmiące piersią. Chcąc więc osiągnąć odpowiednio wysoki odsetek zaszczepionych, należy wprowadzić obowiązek szczepień, co już dawno powinno być zrobione. Rząd jest jednak zbyt miałki, by to wprowadzić, a i nie ma tylu szczepionek.
Do tego potrzebne jest przyśpieszenie. Rząd lubi się chwalić liczbą wykonanych szczepień przekraczającą 10 mln i zapisami kolejnych roczników, ale fakty przeczą propagandzie sukcesu. Z 38 mln mieszkańców Polski, po 4 miesiącach akcji szczepieniowej, w pełni zaszczepionych jest 2,9 mln osób, czyli tylko 7,6%. Warto też zwrócić uwagę, że władze przestały odkładać drugie dawki. Obecne „przyspieszenie” jest robione kosztem niskich stanów magazynowych. To dość krótkowzroczne myślenie – podanie drugich dawek będzie uzależnione od bieżących dostaw, a prędkość szczepień może spaść.
Z punktu widzenia jednostki (świadomej i odpowiedzialnej) – jest dobrze, bo można się zaszczepić. Z punktu widzenia ogółu społeczeństwa – jest źle, daleko do normalności. Osobiście bardzo się cieszę, że już za kilka dni będę zaszczepiony. Ale i martwię się, że wciąż będę musiał uważać na osoby niezaszczepione z własnej woli, w tym np. wiele osób w mojej rodzinie, a przez to epidemia nie będzie wygasać. To z kolei zwiększa ryzyko powstawania nowych mutacji i tylko kwestią czasu pozostaje to, kiedy pojawi się mutacja odporna na szczepionki.