Fejsbuk w polskiej wersji językowej rozpoczął oznaczanie mediów państwowych udostępniających treści na tym portalu. Nie byłoby w tym nic dziwnego i zaskakującego, gdyby nie to, że po raz kolejny ten portal wykazał się stronniczością.
Kolejny kamyczek do ogródka Fejsbuka (Twarzoksiązki, Facebook), który jest rakiem i przedstawicielem najgorszych cech kapitalizmu w sieci. Przy wpisach od wydawców państwowych środków masowego przekazu znajduje się dopisek „media państwowe” wraz z nazwą państwa. Po kliknięciu w ten dopisek pojawia się wiadomość, że dany wydawca, wg Fejsbuka, „może się znajdować pod częściową lub pełną kontrolą redaktorską państwa”.
W sumie to nic złego, w końcu nie ma czegoś takiego jak „wolne media” i oczywistym jest, że taka kontrola zawsze wypływa od państwa, jeśli jest ono właścicielem danego środka przekazu. Tyle, że Fejsbuk nie oznaczył tak wszystkich wydawców państwowych. Oznaczył tak tylko wybranych wydawców, wg własnych kryteriów. Według koncernu, samo finansowanie nie musi oznaczać kontroli redaktorskiej.
Jak to wyszło w praktyce? Oznaczone zostały media państwowe Rosji, Iranu czy Korei Północnej. Nie zostały oznaczone w ten sposób media zachodnie. Nie została też oznaczona Telewizja Polska, w oczywisty sposób będąca pod kontrolą redakcyjną państwa.
Na podobny krok postawił jakiś czas temu portal JuTube (YouTube). Tam wchodząc na kanały państwowych środków przekazu w Rosji od razu dostajemy wiadomość, że dany podmiot jest finansowany przez rząd Rosji. Tymczasem wchodząc na kanały np. Telewizji Polskiej czy Stowarzyszenia Powszechnych Nadawców Niemiec (ARD) dostaniemy tylko wiadomość, że są to nadawcy publiczni, co ma już znacznie łagodniejszy wydźwięk.
Fejsbuk po raz kolejny przyznał więc sobie prawo sędzi, który ocenia którzy wydawcy są „pod kontrolą państwa”, a którzy nie. W domyśle, ci drudzy są lepsi, bardziej przedmiotowi i wiarygodniejsi. W rzeczywistości bynajmniej nie musi tak być.
Czytaj również:
Cenzura na zachodnich portalach społecznościowych
Samowolka portali społecznościowych
Fejsbuk powinien odejść w zapomnienie
Kolejny kamyczek do ogródka Fejsbuka (Twarzoksiązki, Facebook), który jest rakiem i przedstawicielem najgorszych cech kapitalizmu w sieci. Przy wpisach od wydawców państwowych środków masowego przekazu znajduje się dopisek „media państwowe” wraz z nazwą państwa. Po kliknięciu w ten dopisek pojawia się wiadomość, że dany wydawca, wg Fejsbuka, „może się znajdować pod częściową lub pełną kontrolą redaktorską państwa”.
W sumie to nic złego, w końcu nie ma czegoś takiego jak „wolne media” i oczywistym jest, że taka kontrola zawsze wypływa od państwa, jeśli jest ono właścicielem danego środka przekazu. Tyle, że Fejsbuk nie oznaczył tak wszystkich wydawców państwowych. Oznaczył tak tylko wybranych wydawców, wg własnych kryteriów. Według koncernu, samo finansowanie nie musi oznaczać kontroli redaktorskiej.
Jak to wyszło w praktyce? Oznaczone zostały media państwowe Rosji, Iranu czy Korei Północnej. Nie zostały oznaczone w ten sposób media zachodnie. Nie została też oznaczona Telewizja Polska, w oczywisty sposób będąca pod kontrolą redakcyjną państwa.
Na podobny krok postawił jakiś czas temu portal JuTube (YouTube). Tam wchodząc na kanały państwowych środków przekazu w Rosji od razu dostajemy wiadomość, że dany podmiot jest finansowany przez rząd Rosji. Tymczasem wchodząc na kanały np. Telewizji Polskiej czy Stowarzyszenia Powszechnych Nadawców Niemiec (ARD) dostaniemy tylko wiadomość, że są to nadawcy publiczni, co ma już znacznie łagodniejszy wydźwięk.
Fejsbuk po raz kolejny przyznał więc sobie prawo sędzi, który ocenia którzy wydawcy są „pod kontrolą państwa”, a którzy nie. W domyśle, ci drudzy są lepsi, bardziej przedmiotowi i wiarygodniejsi. W rzeczywistości bynajmniej nie musi tak być.
Czytaj również:
Cenzura na zachodnich portalach społecznościowych
Samowolka portali społecznościowych
Fejsbuk powinien odejść w zapomnienie